piątek, 3 stycznia 2014

Bracia Lwie Serce


|~*~|
Clary stała na lotnisku w Londynie i rozglądała się na boki. Czujnie wypatrywała osoby, która miała trzymać tabliczkę z jej imieniem. Była po raz pierwszy u swojej rodziny i jeszcze nigdy aż tak się nie stresowała. Zawsze razem z nią była matka i Luke. Niedawno pojawił się również Jonathan, ale nie traktowała go jak brata, najlepiej by było, gdyby nie istniał. Miała poznać swoją kuzynkę, która według Isabell, była najlepszą Nocną Łowczynią. Co jeżeli jej nie polubi i będzie ją inaczej traktować, bo dopiero zaczęła szkolenie?
Clary czuła coraz silniejszy uścisk w klatce piersiowej. Lorayne miała ją odebrać. Dla niej było to nierealne. Miała nadzieję, że uda jej się przed nią nie wygłupić. Szybko odgarnęła rude włosy z czoła i zamknęła piękne, zielone oczy. Policzyła do trzech i wypuściła powietrze.
 - Na Anioła, Clary, jesteś Nocnym Łowcą, ogarnij się. To tylko twoja kuzynka.- mruknęła cicho pod nosem.
Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni telefon i wybrała numer matki. Miała do niej zadzwonić jak wyląduje. Po paru sygnałach odezwał się ciepły głos Jocelyn:
- Clary, wszystko dobrze? Lorayne już przyjechała?
- Wszystko dobrze, ale Lorayne jeszcze nie ma.
- A na pewno stoisz przy Starbucksie?
- Tak. Myślisz, że zapomniała o mnie?
- Znając mojego brata dobrze wychował swoje dzieci. Jestem pewna, że przyjedzie. Przecież Isabell spóźniała się cały czas - powiedziała Jocelyn z rozbawieniem w głosie. Clary wyobraziła sobie, że jej mama siedzi teraz na kanapie, w ubraniu poplamionym farbą i pije kawę.
Rudowłosa przygryzła lekko wargę.
Myślisz, że dobrze zrobiłam?
Clary cały lot zastanawiała się, czy na pewno postąpiła słusznie przeprowadzając się do Londynu. Zostawiła swoich przyjaciół, najbliższą rodzinę i Jace'a. Co do swojego chłopaka nie miała wątpliwości, uciekła od niego, od związku. Jej miłość do niego powoli wygasała, a ona nie była w stanie na to patrzeć. Nie zostawiła nawet dla niego żadnego listu. Podjęła decyzję o wyjeździe dopiero trzy dni temu.
- Mówiłam ci kochanie, że według mnie potrzebujesz wakacji i w Londynie możesz się nauczyć wielu nowych rzeczy. Clary niestety muszę kończyć, kocham cię.
Jocelyn rozłączyła się na tyle szybko, że jej córka nie zdążyła jej odpowiedzieć. Clary westchnęła cicho i po raz kolejny przeczesała włosy ręką. Właśnie wtedy zauważyła Lorayne. Szła w jej stronę. Z tej odległości mogła już dostrzec, że Fairchild jest od niej wyższa.
- Clary Morgenstern? - zapytała gdy tylko podeszła
- Tak. - powiedziała z trudem ruda.
- Chodź na kawę. Musimy trochę porozmawiać za nim poznasz resztę. - Fairchild uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Resztę?- powtórzyła głucho.
- Moich przyjaciół. Chyba nie myślałaś, że jestem potworem bez znajomych, co? Chcesz coś do picia?

|~*~|

Mo leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Chciał już być w Londynie razem z Lorayne i móc się przez chwilę powygłupiać. Była jego ukochaną siostrzyczką. Uśmiechnął się pod nosem. Gdyby nie Lorayne nie poznałby Audrey. Nikt się nie spodziewał tego, że akurat on będzie w stałym związku z jakąkolwiek dziewczyną. Bez niej nie mógł się rozkoszować  byciem w Alicante, w najcudowniejszym miejscu na ziemi.
Fairchild usłyszał pukanie do drzwi i niechętnie wstał z łóżka. Była druga w nocy i wszyscy, łącznie z jego rodzicami powinni już spać. Pewnie to któreś z jego kuzynów. Miał jednak nadzieję, że to Helen. Z nią zawsze miał dobry kontakt i mógł porozmawiać z nią o wszystkim. Miała duży dystans do siebie, więc nie obrażała się tak szybko jak Lorayne.
Mo otworzył i spostrzegł, że to Julian stał na korytarzu i wpatrywał się w swoje stopy. Zaciskał mocno usta, a ręce miał schowane w kieszeniach. Mo podniósł brwi pytająco, ale wpuścił trzynastolatka do pokoju. Julian przeszedł obok niego nawet nie podnosząc wzroku na kuzyna i usiadł na łóżku. Mo zapalił światło, by lepiej się mu przyjrzeć. Juliana coś trapiło. Młody Blackthorn miał to do siebie, że był zbyt wrażliwy. Cała jego rodzina bała się, że, gdy przyjdzie moment, w którym chłopiec będzie musiał zabić demona, nie będzie w stanie tego zrobić, bo nie potrafi patrzeć na niczyje cierpienie.
Chłopiec był piękny. Jedwabne brązowe włosy były rozwiane na wszystkie strony, co dodawało mu dziecięcego uroku. Jego oczy iskrzyły się, za każdym razem, gdy się uśmiechał. Ich kolor był nie do opisania. Zieleń zlewała się z niebieskim i tworzyła piękny odcień, dziedziczony tylko przez potomków rodu Blackthorn. Na jego policzku widniała czerwona plama. Chłopiec zawsze malował, żeby się uspokoić.
Zwykle był uśmiechnięty i bezpośredni. Lubił psocić i zawsze ktoś musiał go pilnować. Julian miał w sobie niezwykły urok, dzięki czemu wszystko uchodziło mu na sucho. Ale tej nocy to nie był ten sam Julian, co zwykle. Był przybity i smutny, w jego oczach kryło się cierpienie, ale także nadzieja.
Mo westchnął cicho i spojrzał ze współczuciem na kuzyna. Wiedział dlaczego młody Blackthorn przyszedł do niego w nocy.
- Słyszałeś o czym rozmawiałem z moimi rodzicami w salonie wieczorem. Prawda Jules?
Chłopiec pokiwał głową niemo potakując i po raz pierwszy tego wieczoru spojrzał na Mo.
- Myślisz, że Lorayne znajdzie lekarstwo?
Fairchild chciał powiedzieć kuzynowi, że wszystko będzie dobrze i, że nie musi się niczym martwić. Ale musiałby skłamać. Nic nie dało się zrobić. Lorayne nigdy nie znajdzie lekarstwa.
- Julian... - Mo nie mógł mu spojrzeć w oczy. To nie on powinien mu przekazywać takie informacje.
- To ja pomogę jej szukać. Zabierz mnie ze sobą jutro do Londynu. Rozmawiałem z Helen i się zgodziła. Myślę, że Lorayne się ucieszy, jak mnie zobaczy. 
Desperacja. Najgorsze uczucie jakie człowiek kiedykolwiek może poczuć. Owija cię sobie wokół palca. Jesteś w stanie zrobić wszystko, aby osiągnąć swój cel, nawet jeśli wiesz, że jest to niemożliwe. Nie zważasz na konsekwencje i brniesz dalej. 
- Proszę Mo. Jestem już spakowany.

|~*~|

Lorayne weszła po cichu do pomieszczenia. Była trzecia nad ranem i nie chciała nikogo obudzić, a zwłaszcza swojej małej siostrzyczki. Uwielbiała siedzieć przy niej w nocy i obserwować jak śpi. Tej nocy jej brązowe włosy były swobodnie rozrzucone na poduszce (*). W świetle księżyca skóra dziewczynki wyglądała na przezroczystą. Mimo zapadniętych policzków wyglądała pięknie. Mała była śmiertelnie chora i cała jej rodzina musiała się z tym pogodzić. Lorayne była wdzięczna za to, że mogła spędzić z małą aż 10 lat. Tak bardzo kochała tą małą osóbkę, że była w stanie zrobić dla niej wszystko. To dla niej tak uporczywie szukała lekarstwa.
Odgarnęła włosy z twarzy najmłodszej Fairchild i pocałowała ją w czoło. W tym czasie dziewczynka głęboko odetchnęła, więc Lorayne postanowiła wyjść, by przypadkiem jej nie obudzić. Gdy była przy drzwiach odwróciła się jeszcze raz i zauważyła, że mała patrzy na nią.
- Gabrielle, myślałam, że śpisz - powiedziała cicho - Nie chciałam cię obudzić.
- Czekałam, aż przyjdziesz - odpowiedziała słabo dziewczynka, a Lorayne szeroko się do niej uśmiechnęła. - Dawno cię nie było.
- Wiesz Mała, jak nie ma rodziców, to ja muszę polować na demony.- Starsza panna Fairchild usiadła na brzegu łóżka i wzięła delikatnie siostrę za rączkę. - A Leo nie da sobie sam rady. Wiesz jaki jest. - Przy Gabrielle stawała się inna niż na co dzień. Była delikatna i miła, nigdy nie byłaby w stanie jej skrzywdzić. Miała nadzieję, że jej siostra nigdy nie będzie taka jak ona.- Wiesz kto dzisiaj przyjechał?
Brunetka pokręciła przecząco głową i popatrzyła na siostrę wyczekująco.
- Nasza kuzynka Clary. Ma takie rude włosy, jak ciocia Jocelyn na zdjęciach i dokładnie takie same oczy jak ja. Jest niższa ode mnie i dopiero co zaczęła szkolenie. 
- Będziesz ją trenować?
- Nie, raczej nie. Prędzej Mo, bo jest starszy i ma więcej cierpliwości. 
- Ale Juliana trenujesz. - Gabrielle uśmiechnęła się zaczepnie.- Czy będę mogła poznać Clary?
- Kiedy tylko będziesz chciała księżniczko. Idź spać. Już późno, a ja muszę rano wstać. 
- Poczytasz mi?- zapytała Gabrielle- Na stoliku leży książka. 
- Jasne.

|~*~|

"Usiadłem obok Jonathana i wziąłem go za rękę. Poczułem, że jest tak silny i dobry, że przy nim nic nie jest naprawdę niebezpieczne.
Potem zapadła noc i ciemność ogarnęła Nangijalę, góry, rzeki i cały kraj. Stałem nad przepaścią z Jonathanem, wisiał mi na plecach, rękami obejmował za szyję, czułem przy uchu jego oddech. Oddychał całkiem spokojnie. Nie tak, jak ja... Jonathanie, bracie mój, dlaczego nie jestem równie odważny, jak ty?
Nie widziałem przed sobą przepaści, ale wiedziałem, że się tam znajduje. Wystarczyłoby zrobić tylko krok w ciemność, a byłoby po wszystkim. Poszłoby bardzo szybko."


|~*~|

Gabrielle już zasnęła, a Lorayne płakała. Wiedziała, że niedługo jej siostra odejdzie do własnej Nangijali, a ona nie może nic na to poradzić. Tak bardzo ją kochała i nie chciała jej stracić. Była gotowa na wszystko, co miało ją spotkać w życiu, ale nie na utratę Gabrielle.
Nocna Łowczyni otarła łzy.
- Gabrielle obiecuję, że nie pozwolę ci umrzeć, choćbym sama miała stracić przez to życie. Przysięgam na Anioła.

|~*~|

Hej kochani wróciłam i nie zamierzam was opuszczać. Macie kolejną porcję zdarzeń z życia Lorayne Fairchild i mam nadzieję, że chodź trochę ją polubiliście. Cytat zaczerpnięty z "Bracia Lwie Serce".
Jak zwykle korektę robił mój kochany Wilczek <3
Kocham was <3
A.




5 komentarzy:

  1. Super rozdział. Gubię się w imionach, ale może z upływem czasu załapię. Bardzo dobrze napisane.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wierze! Wchodzę tu sobie czasami zobaczyć czy jakimś cudem co się pojawiło. I co widzę? Że powróciłaś w pięknym stylu! Jestem bardzo ciekawa akcji, bohaterów jak i całej reszty! Czuje niedosyt po tym rozdziale! Chce więcej i więcej! Czekam kolejną notkę ;)

    ~J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie wierzę, że ktoś skomentował tą notkę. Właśnie siedzę z przyjaciółkami w bibliotece i moje oczy zabłysły z radości. Co do rozdziału to jedna z nich właśnie czyta łapczywie jeden z fragmentów, więc nie trać wiary we mnie.

      Usuń
    2. Kiedy można spodziewać się czegoś nowego? ~J.

      Usuń

Obserwatorzy